Siedziała na lekcji matematyki i tępo wpatrywała się w
tablicę, na której napisane były skomplikowane obliczenia, których nie
rozumiała — może gdyby bardziej im się przyjrzała, byłoby inaczej. Nie słuchała
nauczyciela, mimo że próbowała. Owszem, jego słowa dochodziły do niej, lecz
szybko wypuszczała je drugim uchem. W jej głowie wciąż, jak film, odgrywała się
scenka z poprzedniego dnia, kiedy to po raz drugi w swoim życiu spotkała
nieznajomego mężczyznę. Przed oczami widziała jego ciemne tęczówki — odnosiła
wrażenie, że gdyby tylko się dało, mogłaby w nich utonąć.
Roseanne zamknęła oczy, by po chwili z powrotem je
otworzyć. Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na jasny blat stołu.
Uważała, że nie powinna tak bardzo przejmować się
spotkaniem z mężczyzną, ale było w nim coś, co nie dawała jej spokoju. Przede
wszystkim niepokoiło ją, że kiedyś została przez niego z kimś pomylona.
Niby nie doznała od niego krzywdy, niby uwierzył w jej słowa, lecz odnosiła
wrażenie, że „to coś” było złe. Że osoba, z którą prawdopodobnie ją pomylił,
zrobiła coś, przez co ona sama mogłaby mieć problemy. Jeśli ta dziewczyna
zrobiła coś, co komuś się nie spodobało... Jeśli przez nią jacyś niebezpieczni
ludzie ją znajdą i być może zrobią krzywdę... Ta wizja wywoływała u Rosie
przerażenie i momentalnie przyprawiała o szybsze bicie serca.
Dziewczyna zerknęła na zegarek w telefonie. Do dzwonka,
ogłaszającego koniec lekcji, pozostało jeszcze pięć minut. Ten czas dłużył się
Rosie niemiłosiernie. Niecierpliwie zaczęła uderzać stopą o podłogę, jednak gdy
zdała sobie sprawę, że robi to za głośno, przestała. Utkwiła wzrok w swoim
zeszycie. Na kartce nie było napisane nic, prócz jakiś bazgrołów, które
nieświadomie narysowała. Zgarnęła za ucho zabłąkany kosmyk włosów.
W końcu zadzwonił długo wyczekiwany dzwonek. Dziewczyna
oderwała znudzony wzrok od zeszytu, po czym powoli zaczęła pakować swoje
rzeczy. Nie zwróciła uwagi na to, że przez ten cały czas znajduje się pod
ostrzałem spojrzenia swojej przyjaciółki. W skupieniu chowała do plecaka
wszystkie swoje rzeczy.
— Co się dzieje? — zapytała Miley.
— Co? — Zaskoczona Roseanne popatrzyła na dziewczynę.
— Myślami ciągle błądzisz gdzieś daleko. Gdy coś do ciebie
mówię, ty często nie reagujesz albo nie wiesz o co chodzi. Coś nie tak? —
zapytała, a gdy nie doczekała się odpowiedzi, dodała: — Może chcesz pogadać?
Rosie przetarła zmęczone oczy. Po chwili jednak uśmiechnęła
się lekko.
— Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku —
odpowiedziała, siląc się na szczery ton głosu.
Miley przez dłuższy czas bacznie obserwowała przyjaciółkę.
Znała ją długo, także była w stu procentach pewna, że coś ją trapi. Takiej
rzeczy nie mogła przed nią ukryć. Nie chciała jednak wymuszać na dziewczynie
odpowiedzi, ponieważ sama nie lubiła, kiedy ktoś robił tak wobec niej, dlatego
postanowiła poczekać, aż Roseanne sama się przed nią otworzy. Wolała nie
naciskać.
Roseanne wyminęła przyjaciółkę. Robiąc to nawet na nią nie
spojrzała. Wyszła z klasy na korytarz, na którym roznosiły się odgłosy rozmów,
śmiechy oraz kroki, noszone przez echo. Przez cały czas wzrok miała utkwiony w
podłogę, a mianowicie to w swoje stopy. Nie przejmowała się, że przez to
mogłaby na kogoś wpaść.
Dziewczyna w pewnym momencie zorientowała się, że wokół
niej zapanowała cisza. Podniosła wzrok i uważnie rozejrzała się dookoła. Nie
ujrzała żywej duszy, co ją zdziwiło, gdyż dałaby sobie rękę uciąć, że jeszcze
przed chwilą korytarz był pełny. Przełknęła ślinę. Coś było nie tak.
Nagle zapragnęła się cofnąć. „Zadzwonił dzwonek?” —
pomyślała, choć doskonale wiedziała, że go nie słyszała. Ogarnęło ją
niepokojące uczucie bojaźni. Jej wzrok mówił sam za siebie, a serce biło
jeszcze szybciej. Nawet jej oddech przyspieszył i stał się płytki. Ukradkiem
otarła z czoła kropelki zimnego potu. Cofnęła się o krok. Następnie o kolejny i
jeszcze następny. Miała ochotę zamknąć oczy i niespodziewanie znaleźć się w
innym miejscu.
Jej plecy zetknęły się z czymś twardym, lecz dosyć ciepłym,
by stwierdzić, że była to jakaś osoba. Roseanne zadrżała, kiedy poczuła, jak na
jej ramieniu ktoś kładzie bladą i szczupłą, nienaturalnie kościstą, dłoń. Chciała
krzyknąć, lecz nie była w stanie. Skończyło się tylko na otwarciu szeroko oczu.
Postać boleśnie zacisnęła palce na jej ramieniu, po czym
siłą zaciągnęła do jednej z pustych sal. Rosie, sparaliżowana strachem,
początkowo nie reagowała, tylko wbrew woli posłusznie szła. Dopiero przy
drzwiach zaczęła się wyrywać, jednak szybko stwierdziła, że to nie ma sensu,
ponieważ w przeciwieństwie do postaci, była za słaba. Przełknęła wielką gulę w
gardle.
Drzwi zatrzasnęły się, gdy tylko oboje znaleźli się w
środku. Dziewczyna zaczerpnęła przez usta haust powietrza. W jednej chwili
została przygnieciona do ściany przez napastnika. Nie widziała jego twarzy,
ponieważ miał na sobie kaptur, zasłaniający ją całą. Widać było jedynie
świecące dwa czerwone punkciki.
Roseanne jak zahipnotyzowana wpatrywała się w nie. Powinna
była raczej unikać wzroku, lecz w tęczówkach nieznajomego — po jego sile
wnioskowała, że to mężczyzna — było coś, przez co nie mogła tak ich zignorować.
Tu wcale nie chodziło o kolor, lecz o coś zupełnie innego. Miała wrażenie, że
im dłużej wpatruje się w oczy, czuje, że w jakiś sposób jest związana z ich
właścicielem, co przecież było absurdalne.
Chciała zapytać, czego od niej chce, ale nie miała odwagi.
Nawet gdy ta na chwilę przychodziła, otwierała usta, a z nich nie wydobywały
się żadne słowa. Była na siebie zła. Chciała zniknąć i mieć to wszystko z głowy.
„Kim on jest?” — pytanie krążyło jej po głowie. Początkowo
na myśl przyszło jej, że to ten sam mężczyzna, którego ponownie spotkała
poprzedniego dnia — sama nie wiedziała, dlaczego akurat on przyszedł jej na
myśl — ale po dłuższym namyśle stwierdziła, że to nie on. Postać stojąca przed
nią była znacznie szczuplejsza.
— Gdzie jest naszyjnik? — Usłyszała pytanie.
Na twarzy poczuła zimny oddech postaci. Zadrżała. Nie
rozpoznała głosu, także strach zwiększył się.
Chciała powiedzieć, że nie wie. Nie była tylko w stanie
tego zrobić.
— Gdzie jest naszyjnik?! — krzyknął mężczyzna, jeszcze
bardziej przyciskając ją do ściany i zbliżając twarz do jej.
Zacisnęła szczękę, żeby tylko powstrzymać płacz. Nie
chciała wybuchnąć szlochem, ponieważ bała się, że to mogłoby pogorszyć
sytuację. Napastnicy raczej nie lubili, kiedy ich ofiary płakały. No chyba że
to sprawiało im przyjemność, jednak ten akurat domagał się odpowiedzi, której
Roseanne nie znała.
— Nie wiem — wykrztusiła, a po policzku spłynęło jej kilka
łez.
Z trudem zaczerpnęła powtarza. Zapragnęła wołać o pomoc,
ale nie wiedziała, czy ktoś ją usłyszy. Miała wrażenie, że w budynku znajduje
się ona sama z nieznajomym.
— Puść mnie — dodała szeptem, starając się unikać
przeszywającego wzroku napastnika.
— Mów, gdzie jest naszyjnik?! — warknął, jakby nie
usłyszał wcześniejszej odpowiedzi.
Palce mężczyzny niespodziewanie zacisnęły się na szyi
Rosie. Dziewczyna wydała z siebie cichy jęk, a następnie złapała za nadgarstki
nieznajomego. Chciała oderwać jego dłonie, lecz brakowało jej sił. Po raz
pierwszy w życiu zaczęła narzekać, że jest taka słaba. Nigdy jej to nie
przeszkadzało. W dodatku nie zdarzyło się, by znalazła się w podobnej sytuacji.
Nie miała żadnego pojęcia o tym, co mówił do niej
mężczyzna. Rozpaczliwie próbowała przypomnieć sobie o jakimś naszyjniku, ale w
głowie miała totalną pustkę. Była zła na siebie, na swoją niewiedzę...
— Nie... wiem... — powiedziała cicho i z trudem,
bezskutecznie starając się złapać oddech.
Brak tlenu zaczynał jej coraz bardziej doskwierać.
Przed oczami natomiast zobaczyła ciemne plamy. Odnosiła wrażenie, że
zaraz straci przytomność i całkowicie pochłonie ją ciemność.
Nie lubiła ciemności.
Już miała zamknąć oczy, kiedy usłyszała jęk napastnika. Z
szokiem wymalowanym na twarzy obserwowała, jak ten odsuwa się od niej, a
następnie pada na kolana i kuli z bólu. To wszystko działo się tak szybko, że
tylko zamrugała gwałtownie załzawionymi oczami i z ulgą zaczerpnęła powietrza,
odruchowo łapiąc się za obolałą szyję.
Za nieznajomym stał młody chłopak z bronią w ręku, a
mianowicie z pazurami. Wytrzeszczyła oczy, plecami całkowicie przylegając do
zimnej ściany.
Chłopak miał na około dwadzieścia pięć lat. Jego
jasnobrązowe włosy, zlepione ze sobą przez pot, kosmykami opadały na czoło. W
idealnie zielonych oczach znajdował się niebezpieczny błysk. Usta z kolei miał
zaciśnięte w prostą linię, a brwi zwężone. Mimo jego groźnej i zmęczonej
twarzy, Roseanne mogła śmiało powiedzieć, że jest przystojny. Czarny strój,
odsłaniający tylko głowę, podkreślał jego jasną cerę.
Roseanne długo na niego nie patrzyła, ponieważ chłopak szybko
zniknął jej z pola widzenia. Jak później okazało się, mężczyzna, który ją
zaatakował, skoczył na niego z pięściami. Dziewczyna była tak zdumiona całym
wydarzeniem, że potrafiła jedynie z mocno bijącym sercem stać w miejscu i z
szeroko otwartymi oczami wpatrywać się w walczących ze sobą nieznajomych.
Pewnie nie kibicowałaby żadnemu z nich, gdyby nie to, że
młodszy w pewnym sensie ją uratował — no chyba że też coś od niej chciał — i
miała cichą nadzieję, że to właśnie on zwycięży.
Zaczęła rozglądać się za miejscem ucieczki. W pierwszej
chwili zapragnęła uciec w stronę drzwi, ale nie była pewna, czy były one
otwarte. Gdy już zdecydowała się na ten ruch, doszło do niej, że nie jest w
stanie się ruszyć. Strach całkowicie ją sparaliżował. Była zła na siebie.
Przeniosła wzrok na walczących w momencie, kiedy nieznajomy
mężczyzna przybrał postać czarnej jak smoła mgły. Zdusiła w sobie cisnący się
na usta krzyk, nie dowierzając temu, co zobaczyła. Miała wrażenie, że stworzyła
w głowie nierealną wizję, że to wszystko tylko jej się śni...
Długo nie zastanawiała się nad sensem, ponieważ poczuła
silny ból głowy, a po chwili wszystko pochłonęła ciemność.
Obudziła się z silnym bólem głowy. Miała wrażenie, że coś
od środka rozsadza jej czaszkę. Powoli złapała się za obolałe miejsce, przy
okazji cicho stękając z bólu. Jęknęła, kiedy pod palcami wyczuła niewielkiego,
ale bolącego guza. Znalazła się w pozycji siedzącej, po czym oparła o ścianę.
Nieprzytomnie rozejrzała się po pomieszczeniu, usilnie starając się przypomnieć
sobie, jak tam się znalazła. Obrazy z minionego wydarzenia dochodziły do niej w
zwolnionym tempie. Mężczyzna, naszyjnik, chłopak, walka... Wszystko widziała
jak przez mgłę, ale podejrzewała, że było to spowodowane silnym bólem, Nie
pozwalającym na niczym się skupić.
Postanowiła wstać, co było głupim posunięciem, bo gdy to
uczyniła, zatoczyła się na ścianę. Jedną rękę dała na głowę, a drugą wciąż
podtrzymywała się. Zrobiła pierwszy, chwiejny krok. Dopiero kolejne były coraz
pewniejsze. Siłą woli doszła do drzwi. Gdy otworzyła je, ze zdziwieniem
stwierdziła, że korytarz jest pusty. Spojrzała na zegarek, wiszący na ścianie
na przeciwko; musiała zmrużyć oczy, gdyż obraz rozmazywał się. Z trudem doszło
do niej, że właśnie rozpoczęła się ósma lekcja. Zaczęła zastanawiać się jakim
cudem, skoro miała lekcji siedem, a przerwa, na której miało miejsce poprzednie
wydarzenie, liczyła tylko pięć minut. W dodatku podejrzewała, że nieprzytomna
musiała być przez dłuższy czas.
— To jakiś żart? — zapytała samą siebie.
By mieć pewność, spojrzała na wyświetlacz telefonu. Dzięki
temu upewniła się, że trwa wciąż ten sam dzień. Pokręciła z niedowierzaniem
głową. „To tylko mi się przyśniło. To tylko mi się przyśniło... — powtarzała
uporczywie w myślach. — Nie było żadnego faceta, nic...” Dotknęła bolącej głowy.
— Cholera!
Niemalże w biegu wyszła z budynku szkoły prosto na deszcz.
Nie zważała na to, że jest ulewa. Wiedziała tylko, że musi się wziąć w garść.
Chciała, żeby to wszystko okazało się tylko poplątanym, głupim snem. A jeśli to
właśnie z nią było coś nie tak? Ta myśl na pewien sposób ją przerażała.
Miała ochotę krzyczeć, ale nie zrobiła tego, choć uważała,
że to mogłoby jej przynieść wyczekiwaną ulgę.
Zgarnęła z twarzy mokre kosmyki włosów, a następnie z zimna
otuliła się rękami. Zacisnęła szczękę, by jej zęby nie mogły o siebie uderzać.
Serce wciąż biło jej tak szybko, iż miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z
piersi. Wypuściła z ust powietrze, które przez panujące zimno zamieniło się w
biały obłok.
Hejo kochani! :3
Rozdział pewnie pojawiłby się wcześniej, szczególnie że już bardzo dawno go napisałam, ale uznałam, że początek jest do kitu, więc napisałam go od nowa. Dalej to już wprowadziłam drobne poprawki.
Trochę brakowało mi tego pisania xd
Rozdział jest raczej taki sobie (i wiem, że krótki). Uważam, że mogłam go napisać lepiej, ale mówię to sobie chyba za każdym razem. Co Wy o nim sadzicie? Przede wszystkim ciekawi mnie Wasze zdanie na temat sytuacji z tajemniczym mężczyzną. Raczej szybko nie wyjaśni się, kim on tak naprawdę jest, ale ciekawi mnie Wasze zdanie na ten temat. :)
Na dziś to tyle, Mam ferie, także postaram się zrobić zapas rozdziałów.
Pozdrawiam cieplutko xoxo
Maggie
Bardzo mi brakowało Twojej twórczości, więc cieszę się, że udało Ci się dodać kolejny rozdział. Rzeczywiście trochę krótki, ale nic nie szkodzi, bo jak zawsze świetny. Kim jest tajemniczy mężczyzna? Domyślam się, że na pewno zagrożeniem dla Rosie :D A tak na serio to coś mi podpowiada, że wilkołak. Chyba przez te czerwone, hipnotyzujące oczy. Chociaż w sumie wampiry też mogą mieć czerwone oczy... A może to przed nim miała uciekać w prologu? No nie wiem, z niecierpliwością czekam na next :D
OdpowiedzUsuń"Siedziała na lekcji matematyki i tępo wpatrywała się w tablicę, na której napisane były skomplikowane obliczenia, których nie rozumiała" - zupełnie jakbym czytała o sobie:P
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że trafiłam na to opowiadanie teraz, a kilka miesięcy temu, bo chyba zwariowałabym z powodu oczekiwania. Rosie została zaatakowana we śnie ale nie we śnie, zbir domaga się naszyjnika, potem jakiś przystojniak ją ratuje... Jak znowu znikniesz na kilka miesięcy to przysięgam, że cię znajdę i przykuję do komputera. Nie zawiedź mnie.
PS. "— Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku — odpowiedziała, siląc się na szCZery ton głosu." - masz tu literówkę.
Pozdrawiam
wadazagency.blogspot.com
opowiadanie-demona.blogspot.com
Zaczyna się poszukiwanie naszyjnika, czyli Rosie jest w niebezpieczeństwie.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się kim są ci dwaj mężczyźni. Według mnie mogą to być wampir i wilkołak, ale kto jest kim trudno mi na razie określić.
Wydłużona utrata przytomności w krótkim czasie też jest zastanawiająca. Może ten mężczyzna od naszyjnika miał jakiś dar, którego użył na Rosie i dlatego czas tej nieprzytomności tak zwolnił.
Jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie.
Czekam na kolejny rozdział.
Szczerze, tak dawno już nic nie dodawałaś, że wstyd się przyznać, ale naprawdę nie pamiętam o czym były poprzednie rozdziały... :'D Nadrobię je w najbliższym czasie z chęcią :3 Nie wiem przez to co napisać, bo za bardzo nie mam do czego się odnieść xD
OdpowiedzUsuńCiekawe istoty nam ukazujesz, to pewne :D Trudno stwierdzić kto jest kim jak na razie. Jednak naszyjnik wciąż odgrywa tutaj pierwsze skrzypce, dlatego ciekawi mnie czemu jest tak ważny ;)
Podoba mi się też mroczny przystojniak pojawiający się niczym książę na białym koniu :D Węszę romansik xD ^.^
Do następnego! Życzę więcej czasu na pisanie! :*
Hejo kochana!
OdpowiedzUsuńNawet nie masz pojęcia, jak brakowało mi twoich rozdziałów! :D Niestety nauka w liceum/technikum zabiera zbyt dużo czasu, jednak ferie pozwalają nadrobić nieobecność na blogu. ^^
Jak zawsze delikatny początek, żeby przygotować nas na wielkie bum! xD Ja jestem przekonana, że jeden z tych mężczyzn to na pewno ten z końcówki rozdziału drugiego. Dobry on, czy zły... Stawiałabym na to drugie, ale nie zdziwiłabym się również, gdyby był po stronie dobra (ale ty mi mieszasz w głowie tymi postami, tyle spekulacji pojawia się w głowie). Faktycznie albo ten gostek, który uratował Rose chce coś od niej, albo nie. Ja zakładam, że jednak tak. I jeszcze ten gostek z drugiego rozdziału (tym razem nie tek z końcówki) to może być ten sam, co z tej końcowej rozmowy. Jeden z tych gości może nim być. xD To dwie różne osoby, bądź jedna. xD Jeszcze zmiana w tą mgłę... Pierwszy raz spotykam się z czymś takim, ale niezmiernie mi się ten pomysł spodobał. :D
Rozdział krótki, pozostawia ogromny niedosyt, więc czekam tu na więcej! xD
Błędy (ciężko się je zaznaczało, bo jak linijkę chciałam skopiować to zaznaczało mi cały tekst):
"Ta wizja wywoływały...i momentalnie przyprawiała" - powinno być "wywoływała";
"Zgarnęła za ucho zabłąkany kosmykami włosów." - powinno być "kosmyk";
"Wyszła z klasy na korytarz, na którym roznosiły się odgłosy rozmów i śmiechy oraz kroki, noszące przez echo." - tutaj po "rozmów" lepiej postawić przecinek i usunąć "i", a zamiast "noszące" powinno być "noszone";
"Przez cały czas wzrok miała utkwiony z podłogę" - zamiast "z" powinno być "w";
"[...] było coś, przez co nie mogła tak o ich zignorować." - tutaj "o" nie jest potrzebne;
"Wypuściła z ust powietrze, które przez panujące zimno zamieniło się z biały obłok." - tutaj zamiast "z" powinno być "w".
Mnie rozdział bardzo się podobał, choć jest zbyt krótki. Czekam tutaj na więcej!! Dlaczego mam długo czekać na rozwiązanie zagadki, kim jest ten mężczyzna? xD Zwariuje do tego czasu. xd
Życzę morza weny kochana!
Pozdrawiam Lex May
Jestem i tutaj! Rozdział krótki ale za to ciekawy! Kim są tamci mężczyźni ? Nie wiem, chociaż mam wrażenie że to istoty nadprzyrodzone. I ten naszyjnik..będzie ciekawie jednym słowem!
OdpowiedzUsuńCzekam na next. ^^